Szycie tymczasowo zawieszone, mam zakaz siedzenia przy maszynie, ale ciągle obmyślam większe lub mniejsze projekty, przeróbki, udoskonalenia.
Szafka biblioteczna/apteczna z szufladami chodziła mi po głowie od dawna. Ale znaleźć ideał nie jest łatwo! Szczególnie, że najwyraźniej nawet te brzydsze osiągają zawrotne ceny...
Całe szczęście, że mam konto na Pintereście! I sprytnego Męża ;)
Jeśli jesteście ciekawi, w jaki sposób zmieniliśmy te dwie mini komody MOPPE z Ikea:
w ten mebelek:
zapraszam do czytania :)
MOPPE w tej wersji nie są już dostępne w sklepach Ikea, ale można je dostać na serwisach aukcyjnych. W ten sposób i ja stałam się ich szczęśliwą posiadaczką.
Szufladki miały wyglądać staro i na lekko zużyte, zdecydowaliśmy się na bejcę rustykalną firmy Dragon w kolorze Teak. Połysk nie miał być zbyt nachalny, bałam się lakierów błyszczących - wybór padł na lakier bezbarwny w sprayu (łatwe nakładanie, jednolita warstwa) matowy Decoration Matt.
Uchwyty zamówiłam na Aliexpress, są dokładnie takie, jakie chciałam, świetnie wieńczą całość!
Wnętrze szufladek postanowiliśmy zostawić surowe, ale wymyśliłam, żeby denka wyłożyć papierem do scrapbookingu.
Krok po kroku:
1. Klejenie. Jak z dwóch zrobić jedno? Proste - skleić ;) Kupiliśmy klej do drewna (Rakoll Express 25D), obficie posmarowaliśmy nim boki komódek, dopasowaliśmy, żeby były idealnie równo, docisnęliśmy ściskami stolarskimi (oraz butlą wody ;) ) i poszliśmy na spacer :) .
2. Szlifowanie. Najlepiej robić to na zewnątrz, na balkonie, w ogrodzie, a nie jak my - w kuchni...
Oprócz przeszlifowania wszystkich powierzchni zażyczyłam sobie lekkie zaokrąglenie kantów (miało wyglądać na używane przez dziesięciolecia!).
3. Bejcowanie. Koniecznie w rękawiczkach, najlepiej starą gąbką do naczyń. Bejcowaliśmy wszystkie powierzchnie oprócz wnętrza szuflad i wnętrze korpusu tak mniej więcej - i tak nie widać go przy normalnym użytkowaniu. Wszystkie widoczne powierzchnie były bejcowane dwa razy, oprócz wnętrza korpusu, który został pociągnięty raz. Przed drugą warstwą bejcy korpus i szuflady zostały delikatnie przeszlifowane. Dzięki temu wygładziła się powierzchnia (bejca trochę "stawia włos" i uzyskaliśmy fajne przetarcia na brzegach.
Efekt po zabejcowaniu i polakierowaniu:
Następnie w miejscu zaznaczenia trzeba nawiercić otwory, mój Mąż sprytnie zaznaczył sobie na wiertle jak głęboko może wiercić, żeby nie przewiercić sklejki na wylot.
Tak prezentował się efekt prawie-finalny:
6. Ostatnie szlify, czyli etykietki i papier do wyłożenia dna. Przydała się gilotynka. Etykietki docięłam i wsadziłam do uchwytów, żeby ołówkiem zaznaczyć widoczną część - chciałam, żeby napisy ładnie się mieściły i były wyśrodkowane.
Śliczne papiery z serii Winter in Avonlea, pasowały do mojej wizji vintage:
Jesteśmy bardzo zadowoleni z efektu końcowego
A jak Wam się podoba? :)